czwartek, 28 czerwca 2012

Test / Recenzja Grado SR60/SR60i

Słowem wstępu
Przedmiotem testu są słuchawki, których nie waham się określać mianem kultowych. Model SR60 produkowany był przez około dwadzieścia lat, a jego następca – wersja improved, jest na rynku od czterech. Trzeba przyznać, że urządzenia oferowane przez tę małą, rodzinną firmę z Brooklynu roztaczają wokół siebie specyficzną aurę. Ich proste, wręcz ascetyczne konstrukcje, nagrody i wyróżnienia, a do tego dosyć dużo krytycznych opinii, tworzą wokół dzieł Grado ciągłe zamieszanie i w konsekwencji stałe zainteresowanie. Pikanterii dodają ceny ich produktów, które z różnych względów są znacznie wyższe w Europie niż w USA, przez co podstawowe SR60/SR60i kojarzone są już jako produkt prestiżowy, mimo że to najniższy model serii. W Stanach to dalej „just 70 bucks”.


Grado SR60 nabyłem głównie ze względu na moją fascynację designem tych słuchawek. Niewiele wiedziałem o ich brzmieniu czy specyfice konstrukcji. Sztuka kupiona przeze mnie została przez pierwszego właściciela zrekablowana przewodem Canare Starquad z wtykiem Neutrika i wzbogacona o nauszniki znane między innymi z wersji SR80 – popularne L-cushions, czyli „bowlsy”. Zdałem sobie sprawę jak uwielbiam te słuchawki dopiero, gdy się zepsuły. Prawdopodobnie z racji wieku zużyły się przetworniki. Bezproblemowo odzyskałem ułamek ich wartości dzięki sprzedaży na części. Zraziłem się do Grado i postanowiłem więcej nie inwestować w ich produkty. Jednak nie wytrzymałem bez nich tygodnia. Sprzedałem moje pozostałe słuchawki (między innymi Creative Aurvana Live!, Fostex TH-7B oraz AKG K420) tylko po to by kupić SR60i, które były aktualnie w promocji w MP3store.
O tych słuchawkach zostało już napisane praktycznie wszystko. Postanowiłem w ramach hołdu, dodać kilka słów od siebie, przy okazji porównując oba modele – starszy i nowszy. Różnice pomiędzy nimi nie są jednak tak oczywiste, o czym świadczą częste pomyłki internautów i sprzedawców.

Wygląd i budowa

            Oba modele słuchawek dostarczane są w płaskim pudełku, tak zwanym „pizza-box”, zwyczajnie oznaczonym i niezbyt solidnym, w którym spoczywają stabilnie w grubej gąbce. Oprócz nich znajduje się w nim przejściówka na wtyk 6,3 mm i ulotka od producenta, zawierająca podstawowe informacje. Naprawdę niewiele jak za taką cenę.
Design słuchawek jest wyjątkowy – wywołuje w świecie audio tyle samo zachwytu, co oburzenia. Model SR60 jest bardzo zgrabny. Okrągłe, czarne kopułki słuchawek, oznaczone nazwą serii i modelu w kolorze srebrnym, wyglądają bardzo interesująco. Mocna, plastikowa konstrukcja jest wczepiona do charakterystycznych plastikowo-metalowych widełek – suwnicy, na której zamontowany jest pałąk. Pozwala to na dostosowanie odpowiedniego kąta styku z uchem oraz rozmiaru. Co początkowo zdaje egzamin, jednak z czasem zaczyna zawodzić. Kopułki mają możliwość swobodnego obrotu, przez co plącze się gruby kabel, co doprowadza często do jego przerwania w miejscu rozdzielacza. Nawet wyrobiony pałąk utrzymuje ustawienie na głowie, jednak przy zdejmowaniu i odwieszaniu słuchawek rozregulowuje się. Co jest wyjątkowo irytujące, dlatego to jedno z podstawowych wyzwań miłośników moddingu. Pałąk obszyty jest quasi-skórzanym paskiem bez gąbki, który jest dostatecznie szeroki, by nie uwierać. Jakość i konstrukcja pozostawiają wiele do życzenia, ponieważ na plastiku widać drobne uszczerbki wynikające z procesu produkcji. Cieszę się, że zdołałem uniknąć krytykowanych standardowych nauszników – dobrze rozgięty pałąk w połączeniu z bowlsami, sprawdza się świetnie w SR60, jak i SR60i – słuchawek praktycznie nie czuć na głowie. Drażnić może jedynie kontakt małżowiny z siateczką osłaniającą przetwornik, który mi jednak nie przeszkadza.

            Model SR60i jest wyraźnie zmieniony. Komory kopuł zostały kilkukrotnie powiększone i zaokrąglone – słuchawki wyglądają nowocześniej, lecz nie straciły charakterystycznego stylu.  Pasek na pałąku jest bardziej miękki, lecz wydaje się być gorszej jakości. Przewód w stosunku do poprzednika jest podobno trwalszy i elastyczniejszy. Nie mogę na niego narzekać – jest gruby i solidny. Ponadto, słuchawki osadzone są w pałąku bardzo mocno – nie rozregulowują się i nie okręcają, co niestety pewnie wyrobi się z czasem. Pałąk wymaga jednak odgięcia – dociska zbyt mocno, co w połączeniu ze standardowymi padami S-cushions nie jest zbyt przyjemne – oprócz dużego nacisku nauszniki grzeją w uszy. Szybko wróciłem do "bowlsów", które są lepszymi nausznikami. Jest to jednak dosyć duża inwestycja. Niestety, konstrukcja słuchawek również posiada uszczerbki plastiku.
            Początkowo wygląd SR60i nie podobał mi się, było to jednak przyzwyczajenie do SR60. Odświeżone Grado są solidniejsze i masywniejsze – jednak już nie tak kompaktowe. Zbliżono ich wygląd do wyższych modeli słuchawek Grado – uwielbiam ich stylistykę i uważam za jedyną w swoim rodzaju, tak samo jak brzmienie.
Testowałem Grado SR60/60i na kilku popularnych interfejsach DAC/AMP. Nie są to uniwersalne słuchawki, dlatego dobór odpowiedniej specyfiki wzmacniacza ma w tym przypadku duże znaczenie, tak samo jak target gatunkowy. Nie zgadzam się z tendencją do polecania ich początkującym i porównywania z innymi popularnymi modelami słuchawek, na przykład zamkniętych, ponieważ SR60/SR60i są bardzo specyficzne. Należy pamiętać, że są otwarte – zupełnie nie izolują, a dodatkowo bardzo mocno „przeciekają”. Absolutnie nie polecałbym ich jako słuchawek mobilnych, a tym samym do odsłuchów w głośnym otoczeniu. Dodatkowo, w przypadku słuchawek Grado nauszniki mają wielkie znaczenie dla generowanego brzmienia. Standardowo model wyposażony jest w miękkie i nauszne S-cushions. Popularną modyfikacją jest wymiana ich na wspominane „bowlsy” (L-cushions). Odsłuchu dokonałem w dwóch konfiguracjach, obie są satysfakcjonujące. Warto wspomnieć, że jest dużo więcej możliwości. Słuchawki doskonale współpracują z nausznikami znanymi z Sennheiserów HD414 (charakterystyczne żółte pady, podobne do standardowych nauszników), co w połączeniu z minimum umiejętności i wyobraźni pozwala na łatwą ingerencję w charakterystykę brzmieniową słuchawek, poprzez dokonanie modyfikacji takich jak: „quarter mod” czy „shack hack mod” i „tape mod” w przypadku „bowlsów”. Konstrukcja słuchawek jest równie przyjazna modyfikacjom. Najwytrwalsi tworzą ze standardowych słuchawek drewniane dzieła sztuki.

Odsłuch
            Grado SR60 i SR60i to właściwie taka sama charakterystyka brzmieniowa, różnice są minimalne. SR60i brzmią nieznacznie przestrzenniej – z racji powiększonej komory. Wymagają jednak ciepłego źródła, gdyż ich brzmienie jest dosyć ostre. Dotychczas najbardziej przypadł mi do gustu duet z FiiO E17, podłączonym przez SPDIF (Wolfson WM8804), który brzmi bardziej „analogowo” niż WM8740, odpowiedzialny za dekodowanie dźwięku przez USB. Świetnie sprawował się również FiiO E10, który ma podobne brzmienie do E17. Między innymi Audinst HUD-mx1 nie współpracował z Grado, ze względu na zbyt dużo podbitej wyższej średnicy. Wszelkie „ostre” wzmacniacze nie nadadzą się do nich – takie połączenia mają tendencję do uwypuklania nachalnych, „żyletkowych” sopranów.
            Na standardowych nausznikach słuchawki brzmią ciepło i czytelnie. Nie grają zbyt przestrzennie – nie ma tam praktycznie efektu głębi dźwięku, przekaz jest skonkretyzowany, nastawiony na ekspozycję poszczególnych instrumentów. Sformułowanie, że każdy instrument ma tutaj swoje własne i odpowiednie miejsce jest jak najbardziej poprawne – separacja jest świetna. Słuchawki grają właściwie w głowie/wokół głowy, trudno powiedzieć dokładnie skąd dobiega dźwięk. Ma w tym duże znaczenie ich otwarta konstrukcja. Często mówi się, że są to właściwie „nagłowne głośniki” – dźwięk wydaje się być wszechobecny – słuchawki zmniejszają dystans kontaktu z muzyką.

            W przypadku podstawowych nauszników preferuję ich współpracę z E17 poprzez interfejs USB – przy połączeniu przez SPDIF dominuje niższa średnica. Grado SR60i zasłynęły z charakterystycznego przekazu niskich tonów, które nie są zbyt głębokie, nie schodzą nisko, ale są punktowe i zbite, wydają się mieć kształt, formę. Świetnie odwzorowane jest brzmienie kontrabasu, gitary basowej czy instrumentów dętych – Grado przekazują wyraźnie ich wszelkie niuanse brzmieniowe. Środek jest wyraźny i ciepły, nastawiony raczej na niższe rejestry, ale nie ukrywający wyższych. Saksofon wydaje się wręcz dmuchać nam w uszy, cudownie wibrując, trąbka również mu nie ustępuje. Werble, tomy grają mocno i dynamicznie, stopa jest konkretna i szybka. Soprany są równie spektakularne – doskonale przekazują pracę talerzy, ich akcentów i rozbrzmiewania. Bardzo dobrze współpracują ze środkowymi pasmami, płynnie przekazując brzmienie gitar, szczególnie akustycznych, które mają dzięki temu pełne i „okrągłe” brzmienie. Wokale męskie i damskie są lekko cofnięte w stosunku do wyższych pasm, ale nie są ukryte. Ogólne brzmienie w tym zestawieniu można określić jako miękkie, punktowe, lecz delikatne. Bardzo lubię słuchać na nich jazzu, muzyki akustycznej czy lekkiej rockowej. Absolutnie nie nadają się do nowoczesnych gatunków elektronicznych czy muzyki metalowej. Dają z siebie wszystko w muzyce swobodnej, luźnej i spokojnej. Podobnie jest w przypadku nauszników L-cushions.
            Brzmienie zmienia się wyraźnie na „bowlsach”. Średnica zostaje wycofana, przez co wolę je we współpracy przez SPDIF. Ogólny styl grania pozostaje oczywiście ten sam, jednak brzmienie zyskuje przestrzenności, powietrza i detali. Z łatwością daje się wychwycić wszelkie szczegóły, takie jak: załamania głosu, wibracje membran werbla, drżenie talerzy czy nawet przełknięcia śliny przez piosenkarzy. Bas staje się jeszcze bardziej punktowy i czytelny. Słuchawki brzmią jaśniej, wydaje się, że została z nich zdjęta zasłona. Grają bezpośrednio  i naturalnie.
Zaskakujące jest jakie znaczenie mają nauszniki i ich konstrukcja. Ciekawi mnie co w tym względzie zmieniają żółte pady Sennheiser i ich modyfikacje. Jednak John Grado w jednym z wywiadów stwierdził, że wśród gąbek w ofercie Grado preferuje L-cushions. Dodał również, że osiągają najlepsze rezultaty, gdy już dobrze nasiąkną tłuszczem skóry… Osobiście preferuję brzmienie z tymi nausznikami, jednak często wracam do S-cushions. Należy pamiętać, że nowe L-cushions to wydatek około 130 zł, przez co sensowniejsza wydaje się inwestycja w Grado SR80, które są właściwie lepiej wykonaną sześćdziesiątką, wyposażoną standardowo w „bowlsy”.

Suma
Grado SR60/SR60i to najdłużej używane przeze mnie słuchawki, które mi się absolutnie nie nudzą, mimo ich specjalizacji. Nie są to analityczne potwory, ani tym bardziej proste „funowe” słuchawki. Wymagają odpowiednio dobranego wzmacniacza i targetu gatunkowego oraz właściwych warunków z racji konstrukcji – ciszy i spokoju. Mogą również przeszkadzać osobom postronnym, przez mocne przeciekanie dźwięku. To główne argumenty przeciw tendencji do polecania ich początkującym, szukającym uniwersalnego brzmienia. Jestem nimi absolutnie zafascynowany i wydaję mi się, że będę ich używał bardzo długo, gdyż mam świadomość, że nie odkryłem jeszcze pełni ich możliwości. Będę się nimi cieszył zapewne do czasu, gdy wymienię je na model SR325is…

Krótko mówiąc:
+ świetne, czytelne i otwarte brzmienie
+ kształtny, punktowy bas
+ doskonała ekspozycja instrumentów
+ szczegółowość przekazu
+ atrakcyjny design

- kiepskie wyposażenie
- wady konstrukcyjne

Dla zainteresowanych modyfikacjami:
- kolekcje modów:

- mody nauszników:





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz